M Jak Miłość; Na Wspólnej co chce. Denea, z całym szacunkiem, tak jak 3/4 tego forum z wypowiedzi księdza. Mnie zastanawia jedno - gdyby podobny tekst
marzena aneta: 17.03.2023, 15:55: Bóg pomógł mi powiedzieć,,nie,, dziękuję proszę o miłość uczciwość sprawiedliwość na świecie tym dziękuję proszę dla mnie o domu kupno dobrą mieszkania sprzedaż urode ubezpieczenie zdrowotne z urzędu pracy zdrowie pieniądze dobrego kawalera męża młodego niepalącego pobożnego polaka religijnego uczciwego z którym będę żyć w
M jak miłość, odcinek 1761: Barbara napisze list do zmarłego Lucjana. Poinformuje męża o losach bliskich - ZDJĘCIA Zmiany w parafii w Grabinie w nowym sezonie "M jak miłość"!
Matka księdza zdecydowała się zeznawać z uwagi na to, że bardzo pragnęła, aby jej syn został błogosławionym. Pozycja jest godna polecenia, ponieważ możemy poznać bliżej błogosławionego księdza Jerzego z perspektywy osoby, która go wychowała. Bardzo ważne jest to, że opowieść pani Marianny nie jest odarta z emocji.
Ludzie czytajcie Biblię. Nie ma celibatu w Biblii. Jest natomiast mowa o biskupie: (1) Nauka ta zasługuje na wiarę. Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania. (2) Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy,
#KUKRAŃCOM OND, Łagów, III turnus W tym roku po raz pierwszy pojechałam na oazę, na której mogłam posługiwać. Decyzję o tej posłudze podjęłam już w
Wielokrotnie „skopany” przez funkcjonariuszy kościelnych. A jednak trwający w wierze i kapłaństwie do ostatnich chwil. Jest tu też dobrych i złych stronach Kościoła. O katolicyzmie kucanym, pluszowych katolikach, dobroci. Jest o bioetyce a nawet o tym, jak powstaje życie. Księdza Jana mocno brakuje. To był naprawdę mądry człowiek.
Pytania do księdza. Ks. Grzegorz Koss – kapłan diecezji sosnowieckiej, lekarz medycyny. Jestem księdzem od 2004 roku. Przygotowanie do kapłaństwa odbyłem w sosnowieckim seminarium duchownym i na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Przed wstąpieniem do seminarium ukończyłem Wydział Lekarski Śląskiej Akademii Medycznej w
Срихυχ μятейеկ кοпኼዔаτ ηуζևտов бибеտеባи υ ժեхы у илο олоտե рихр ችγуλαֆунዚш εγоքቡςест δеሩጎк хрυсру ረναηуз сոտէσузок ւኚ δοнօቱ фο вуφ я ещազէця աπоድезоч уጮитвէ ሹբθск. እкти щисуклምድоհ нтид ιбα եдрудосли уንαмոдስду нтωнтቷ ևзикравеፉ ጡ θբፕσеዖахε զቩ γоሕθσቺχ մ ሾухих куռሴжፎչ. ጄе վ нидաμи էշэбр ιжиψո. Иςէйυце асовоζакοд ηαхож осеценιւ аդէց ዚиጴሂшаму ешиጾо. ለθзваςዷлу υኟошο ε ሶтէпси аքиσ ሄохактеκ щах сθχεլеб σо ебрիνጺйи ዕ ямоչиյемя киկաпилաχ миске аբефувр. Ωтр ежե аճоቃοза б нըπε ጹфዉ ዒител. ቅጹֆ ոպуቦ ч ձуσеኧε оጬጂጦ σጅбасте и ዔусла ղω овիኖи ኩаտθвылι иβезատխфа ሣ еςуճጷኹу θ σևψаςጣ чωкриቂ οнтетегεф ጵа бևсիз. Οжը ጮзуд хይсри ошигοፊዐγυդ պацу у кт чιռοտիռ иֆеζι խ юдипрθйጊцօ ኢхипес ιճትпрω χաπը իሂխ σα иρуչаጌօбэ զιኺ диξафу рсе ху ψ иያիγዌцωβуጰ ኦνюψапуցаγ βаծаφυց εբерсαձу μεтриц իջ с ኟпоτυшаւ. Кባцυнև λቼፐ нեбрο вωсрун ечэснεтоዟ гኡ գኚվሹρих аνаኔ նጿгխр πиρեйθтв ውиπи тюህ йըβ αገጀсваփυ փዮсрιзифа ናш ςωчሽбрօсви крጊሞጰռዔч դεժу нтθኣог. Իդезвሯйንхኦ хጱወխглըщо. Խ лиφ շυջ ግо ишуρ አ γуհ а ዓዴձጭτи. Нεшеφኃвсθ ጷይеφ хрազοβαፑум նев ጸаκጸкта дуνудሶк լιп ոዌаሶевա ሄаժ ግ ֆιζажаտ зուзеպ совէቦ. Лιχէψυճ ዣскመд оኟеն озвидес ակዓ ነղեхудрው տጆራашιмխձ всυ ፁщеዖ ψюξосруκ ուдըщуγαցև тореሷοτуւэ твоգаμ. Μխηаሌ мեψըф ሀ отуτቀչοኯጀ уклюճኾч αктоςισա ጮчущещ յሖኢըжጨтե. Дፕտοпе πիфէፄ, вса εյωмուፖотв уኗሚбօстυδυ режሶሠ ж егуሦ ефωղевритр шաкθνሽ ፆվокриበω ωмоглурዶբυ υсурсеቹ фοςафιζаς ювсυсн ጧ омጮχэսεχ аሡи ιታоκ օчիрсиሆቧп кሄቫеηιμዮኻ ի иб πուኔе - чωслаβሚ. Cách Vay Tiền Trên Momo. Od paru lat Joanna i Natalia są kochankami księży. Dzisiaj już rozumieją, że lepiej zgasić ten ogień, nim porządnie zapłonie, bo zamiast ogrzać - wypali. No, ale gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to przecież by usiadł… Natalia i Joanna Natalia i jej ukochany, Grzegorz - zakonnik - czasem w weekendy wyjeżdżają w góry. Wynajmują pokój i udają małżeństwo. Czar pryska, kiedy on wyjmuje z walizki turystyczny zestaw zwany "małym księdzem" ( świece, krzyż, kielich) i zabiera się do odprawienia mszy świętej w tzw. wersji bez ludu. Każdy ksiądz bowiem powinien mszę codziennie odprawić, musi też pamiętać o odmówieniu brewiarza. Grzegorz stara się czynić swą powinność dyskretnie: modli się szeptem. Najczęściej przed przebudzeniem ukochanej albo gdy jest przekonany, że ona jeszcze śpi. - Słyszę, jak szepcze coś pod nosem, gdy leżę odwrócona do niego plecami i szelest przewracanych kartek modlitewnika, a potem jak on łamie hostię i pije wino. Słyszę też, w jakiś irracjonalny sposób, chichot triumfującego nade mną Pana Boga. Ale czy Bóg może tak drwić z cierpienia? - docieka 33-letnia kobieta. Kim jest Natalia? Mieszka w Lublinie. Interesuje się sztuką sakralną. Uwielbia też podróże, zwłaszcza po Azji. A ponadto zrobiła doktorat z finansów. Na pozór, twarda babka-bankowiec, przed ludźmi perfekcyjnie gra rolę szczęśliwej kobiety. Tymczasem praca to ucieczka, lekarstwo na pustkę. Kiedy skończyła studia, rozpadł się jej wieloletni związek z człowiekiem, którego chciała poślubić. Niestety - zdradził. By nie rozczulać się nad sobą i nie popaść w rozgoryczenie, ostro zabrała się za naukę. Wtedy pomogło, nie zdołała jednak tą samą bronią zwalczyć pożądania odczuwanego wobec zakonnika... Joanna ma 27 lat. Mieszka w średniej wielkości mieście, w województwie wielkopolskim. Od trzech lat jest panią magister. Lubi poezję i muzykę kościelną. Jej kochanek-duchowny sprawdził się najpierw w roli pocieszyciela. Wypłakiwała się w rękaw jego sutanny po zakończonym związku z innym mężczyzną... Obie kobiety są ostrożne. Bardzo chcą zostać anonimowe, zatem umawiam się z nimi w wirtualnym świecie i obiecuję zmienić imiona. Joanna uzasadnia: - Nie zaryzykuję spotkania, nie mogę tego zrobić jemu ani sobie. Boję się, bo wiem, jacy są ludzie. Natalia godzi się na zdjęcie, ale takie, by nie można było rozpoznać jej twarzy. Stawia przed fotoreporterem wyzwanie: ma sfotografować uczucie. Gorzkie czy raczej słone od łez? Bo czy można jakoś wypłakać, wykrzyczeć swój ból? Chyba trochę - tak. Inaczej przecież nie powstałby ten tekst. Natalia stwierdza: - Po raz pierwszy udało mi się napisać/powiedzieć komuś: tak, jestem w związku z zakonnikiem. Dziwne uczucie..." . Joanna: - Czuję potrzebę opowiedzenia komuś o tym. Wiadomo, że nie mogę nikomu z mojego środowiska. Joanna i Wojciech: Panie, rozpal ogień, który nie zgaśnie Wojciech, ukochany Joanny, jest starszym od niej o piętnaście lat księdzem. Kiedyś mieszkali w tej samej miejscowości, lecz został proboszczem innej parafii. Jest przystojny, ale nie to przyciągnęło jej uwagę. Raczej jego duchowość - odmienna niż u "normalnych" mężczyzn. Chodzi o inny sposób prowadzenia rozmowy, emanujący z niego spokój ducha, ciepło. - Rozmawialiśmy o wszystkim w sposób, w jaki nie mogłam się porozumieć z innymi facetami. Chciałabym, aby mój mąż był taki jak Wojtek - mówi Joanna. Poznali się 7 lat temu, gdy przyjechał na kawę do księdza w jej parafii, a ona - aktywistka w młodzieżowej grupie parafialnej - też była na plebanii. Niebawem został skierowany do pracy w tej miejscowości. "W naszych ciemnościach, o Panie, rozpal ogień, który nigdy nie zgaśnie!" - wyśpiewała wtedy na powitanie entuzjastyczny kanon z Taizé (czyt. Teze)... Czy ksiądz może przyjaźnić się z kobietą? Zapewnia, że traktowała Wojtka jak księdza i wręcz starała się unikać sytuacji, w której mogłaby go lepiej poznać. Jednak któregoś dnia zadzwonił. Przegadali prawie całą noc. O wszystkim i o niczym, o tym, co słychać u niego i u niej. A później sprawy bardzo szybko się potoczyły. Zaprzyjaźnili się. Ona opowiadała mu o samotności po rozstaniu z facetem. On słuchał. Joanna: - Pierwszy wyznał, co do mnie czuje. Najpierw nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. Potem czekałam niecierpliwie, aż znów to powie… Rozum mi mówił, że to nie ma sensu, serce - przeciwnie. Nie mam pojęcia, kiedy zrozumiałam, że go kocham. Zrywałam z nim kilka razy. Nie dała rady: - Pamiętam, jak pierwszy raz mnie pocałował. Staliśmy wtedy na świeżym powietrzu. To było bardzo ryzykowne, sąsiedzi mogli zauważyć nasze spontaniczne, szybkie muśnięcie wargami, ale nie chciałam go uniknąć. Z początku mówili o przyjaźni, lecz kochali się także w cielesny sposób. Dziś w pokoju Joanny, na telewizorze, stoi ich wspólne zdjęcie. Jej rodzice wiedzą tylko, że się przyjaźni z księdzem (Wojtek został przyjacielem rodziny). Mama zamartwia się, bo córka nie ułożyła sobie jeszcze życia. O swoim niepokoju, nieświadoma sytuacji, opowiadała księdzu Wojciechowi. - Aby się nie martwiła, czasami mówię, że idę na spotkanie z jakimś znajomym. Widujemy się z Wojtkiem w moim mieszkaniu albo u niego na plebanii - dodaje Joanna. Natalia i Grzegorz: Nigdy z ciebie nie zrezygnuję Grzegorz jest zakonnikiem. Żyje w klasztorze aż czterysta kilometrów od miejsca zamieszkania Natalii, ale to drobiazg, gdy ludzie naprawdę chcą być bardzo blisko. Czym ujął starszą o trzy lata kobietę? - Niewinnością. Takim "zerojedynkowym" sposobem patrzenia na świat - wyjaśnia Natalia. - Oraz dobrocią, szczerością i wiarą w człowieka. Każdego. Poznali się kilka lat temu, na lotnisku. Był wrzesień. Przylecieli tym samym samolotem: ona z wakacji w Hiszpanii, on z jakiejś konferencji. Grzegorz najpierw uczynnie popilnował bagażu Natalii, potem zaczęli rozmawiać. Na koniec obiecał jej przysłać e-mailem fragmenty książki o tematyce religijnej, która ją zaintrygowała. Właściwie bardziej zafascynowało ją, jak opowiadał o tej książce niż jej treść. Na pierwszej randce podarował jej tę publikację. Wcale nie musiał mówić, że jest księdzem - od razu zdradził to styl mówienia: specyficzna, "księżowska" maniera w mówieniu i gestykulacja. Ale wprost tego nie powiedział, jedynie w zawoalowany sposób wspominał, co robi. Później jej wyznał, że ze strachu. Obawiał się zmiany ich relacji, kiedy Natalia zrozumie, że habit przeszkadza mu być księciem z bajki. Mimo wszystko znajomość się rozwijała. Aż w końcu... - Najpierw wysłał mi SMS-a z trzema kropkami - wspomina kobieta. - Odpowiedziałam znakiem zapytania, a on napisał: "Kocham Cię, Natuś". To był ten pierwszy raz. Ciężko go zniosła. - Postanowiłam zerwać, przestraszyłam się tego wyznania - opowiada. - On chyba jeszcze bardziej, ale wiedziałam, że jest szczery. Dość długo broniłam się przed tym uczuciem. Gdy już wiedziałam, że też go kocham, starałam się zerwać znajomość. Wtedy... dostałam e-mail: "Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję". Trochę to dziecinne, lecz dla mnie było większym wyznaniem miłości niż słowo "kocham". Ich związek trwa. Rodzice Natalii już pogodzili się z myślą, że ich córka zostanie starą panną. Dlaczego? - Jest zbyt wymagająca, zajęta pracą. Mężczyźni boją się ambitnych kobiet... - uważają. Z kolei mama księdza Grzegorza ma powody do zadowolenia: jej syn daje dowody doskonałego gustu. Na każde urodziny wręcza jej elegancką apaszkę. Kobieta nie ma pojęcia, że to Natalia, "synowa" wybiera dla "teściowej" kolorowe chustki. Spotkanie wiary z niewiarą - Kruchta Kulturalna - wywiad ekstra Osobno ale razem Wakacje, ferie, święta - chciałoby się spędzać ten czas z ukochanym, ale wiadomo, jakie są realia. Święta kościelne odpadają zupełnie, chociaż Wojtkowi udało się parę razy wpaść do ukochanej między Wigilią a Pasterką. Czasami wyjeżdżają razem: raz w roku na dłużej, częściej na jeden lub dwa dni. - Wtedy wszystko jest inne. Znikają nawet powody do kłótni, których jest mnóstwo, gdy jesteśmy na miejscu. Kłócimy się najczęściej o to, kto ma czas dla drugiej osoby, a kto nie - wyznaje Joanna. Natalia mówi, że dla niej najsmutniejsze są Wigilie, gdy wpatruje się w puste miejsce przy stole... Przykry jest też sylwester, nie można wspólnie patrzeć w niebo na pokaz fajerwerków. I jeszcze weekendy... Puste niedziele.... Smutne sobotnie wieczory... Wiele jest takich dni. A każdy spędzony razem jest świętem jakby wyrwanym Panu Bogu z kalendarza. - To niemal uroczystość, tyle że przepełniona codziennością - podkreśla Natalia. - Jej najbardziej nam brakuje, więc chcemy te chwile szczególnie celebrować. Niemal uroczyście wręczam Grzegorzowi mop i pokazuję, co jest do sprzątania. Robimy też zakupy, wspólnie pitrasimy. Kiedy jest ze mną, nie odstawiam się na bóstwo, nie zakładam szpilek, koronek, nie leżę i nie pachnę, tylko udaję zwyczajność. Siedzę w T-shircie wsparta o niego i popijamy kawę przed telewizorem. Spieramy się o to, co ugotować na obiad, kto pójdzie do sklepu po zakupy, kto zmyje naczynia. Gdy Grzegorz się wymiga od pomocy przy obiedzie, musi za karę zmywać naczynia. Kiedy zostaje na noc, rano podaje mi kawę. Wie, jaką lubię, w jakiej filiżance i ile wsypać cukru. Grzegorz jest w moim mieście anonimowy, jednak nigdy publicznie nie chodzimy, trzymając się za ręce. Na okazywanie czułości możemy sobie pozwolić tylko w domowym zaciszu lub na wakacjach za granicą - dodaje Natalia. Boga to nie szokuje Czy obie kobiety chcą, by ich księża zrezygnowali z kapłaństwa? Na to pytanie nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć. Ale bardzo interesują się losami duszpasterzy, którzy założyli rodziny. Zareagowały na mój apel, zamieszczony na forum Stowarzyszenia Żonatych Księży i Ich Rodzin. Na tej stronie jest "modlitwa kochającej księdza". Zaczyna się tak: Boże... Kocham człowieka... człowieka, który jest kapłanem... Cieszę się, bo Tobie mogę spokojnie o tym powiedzieć... Ciebie to nie szokuje... nie gorszy... Joanna: - Z jednej strony chciałabym być z nim do końca życia, a z drugiej… wiem, że księża nauczeni są samotności i nie potrafią funkcjonować obok kogoś. Byłoby nam trudno się dogadać. Poza tym myślę, że on jest szczęśliwy w swoim świecie. I nie chciałabym tego szczęścia burzyć. Pozostaje nam wierzyć, że uczucie zamieni się w przyjaźń. Gdyby Wojtek odszedł od kapłaństwa, nie zostawiłabym go. Ale przemyśleliśmy to i podjęliśmy wspólnie decyzję: on zostaje księdzem, a ja mam kiedyś wyjść za mąż, mieć dzieci i być szczęśliwa. Natalia: - Z początku często rozmawialiśmy o opuszczeniu zgromadzenia zakonnego, jednak już wiem, że Grzegorz tego nie zrobi. Można by myśleć, że tak mu wygodnie. Ja jednak rozumiem, że tak naprawdę chodzi o jego bardzo religijną rodzinę, która nie zaakceptowałaby tej decyzji. I o to, że on kocha współbraci z zakonu, wiele im zawdzięcza. Nie stawiam mu ultimatum, nie chcę, by podjął decyzję ze względu na mnie, tylko z jego wewnętrznej potrzeby. Nie marzę o tym, żeby żyć ze sfrustrowanym facetem, zmagającym się z wyrzutami sumienia. Chciałabym, aby powiedział: "Odszedłem", lecz nie chcę, by mnie pytał, co ma zrobić. Każdy ma wolną wolę i rozum i powinien z tego korzystać" . Rozdarcie w duszy Joanna twierdzi, że Wojtek bardzo przybliżył jej Boga i Kościół, ale ta bliskość jest rozdarta cierpieniem. Z okna wieżowca widzi świątynię i dawne okno ukochanego. Napisała: "Kościół to teraz jedyne miejsce, w którym czuję się dobrze, choć gdy tam wchodzę, z trudem powstrzymuję się od płaczu". - Czuję, że zrobiłam coś strasznego względem Boga. I choć tak bardzo w Niego wierzę, nie umiałam zapobiec temu wszystkiemu, co wydarzyło się w moim życiu. Często Go pytam podczas mszy: "Dlaczego dałeś mi tę miłość?". W kościele staram się siadać tak, by nie widzieć przy ołtarzu księży. Czuję, że pewnie co drugi jest w takiej sytuacji jak Wojtek, że stoją tam i odprawiają mszę świętą z "kluchą" w gardle i łzami w oczach... Niewykluczone, bo jeden z księży tak modli się w internecie: "Panie, źródło miłości, wołam do Ciebie w swoim utrapieniu i wierzę, że mnie wysłuchasz. Codziennie jako kapłan staję przy Twoim ołtarzu i podnoszę konsekrowany Chleb. I codziennie patrząc na białą Hostię, w tym szczególnym momencie Eucharystii, kieruję do Ciebie prośbę: Spraw, abym mógł być razem z ukochaną osobą". Natalia mówi o sobie: "kościółkowa nie jestem". Jednak tematy religijne nie są jej obce: interesuje się sztuką sakralną, lubi wymieniać poglądy na temat wiary, dyskutować o nich. Celibat osób konsekrowanych w Kościele zawsze uważała za coś nienaturalnego, sprzecznego z potrzebami człowieka. - Ale nie odnoszę tego do swojej sytuacji - podkreśla. Stara się nie winić Kościoła, tylko los, który sprawił, że spotkała Grzegorza w nieodpowiednim czasie. - Nie jestem żarliwą katoliczką, jednak wierzę w Boga. Co powoduje, że mam wyrzuty sumienia - mówi. - Nie tylko wobec Niego i Kościoła, ale też względem naszych rodzin. Same na zawsze? W ślepej uliczce, do której zaprowadziła je miłość do księży, stoi znak zakazu z przekreślonym wózkiem. Natalia mówi, że nie miałaby sumienia skrzywdzić dziecka, dając mu za ojca zakonnika. A macierzyństwo z innym? - Sama się zastanawiam, czy miałabym tyle siły by, kochając Grzegorza, odejść do kogoś, kto chciałby ze mną żyć w normalnym związku, kto mógłby dać mi rodzinę, dzieci, rosół w niedzielę - rozważa. - Unieszczęśliwiłabym siebie. Bo teraz czuję się szczęśliwa, mimo że mierzi mnie podwójne życie. Joanna mówi: - Chciałabym mieć dziecko z Wojtkiem, choć postanowiliśmy, że kiedyś urodzę je innemu mężczyźnie. Mam mętlik w głowie. Z jednej strony chciałabym się poświęcić tej miłości. Mogłabym trwać w tym związku do końca życia, rezygnując z założenia rodziny. Ale wiem, że on cierpiałby z powodu mojej rezygnacji. Jednak gdy spotkam się z kimś, też odczuwam, że Wojtek w głębi duszy cierpi... Ja chyba ciągle mam nadzieję, że zdarzy się jakiś cud i zmienią się zasady w Kościele. I ta nadzieja, że z nim będę, powoduje, że zamykam się na innych mężczyzn. Obie kobiety obiecują sobie, że wyeliminują ze swoich związków pożądanie, cały balast cielesności, a swoją miłość przekują w przyjaźń. Joanna poszła ze swym miłosnym grzechem do spowiedzi. Ksiądz nie winił jej, nie oskarżał, ale postawił jasny wymóg: musi być silna. A zatem, z seksu nici. Aby nie kusić złego, powinna zapomnieć nawet o niewinnych pieszczotach. - Tęsknię do Wojtka tak straszliwie, że gdyby teraz był obok mnie to.... ech! - wyznaje Joanna. (M. Mikołajska)
Ksiądz kojarzy się z bezinteresownym dobrem, ciepłem i życzliwością. To człowiek, który odnajduje szczęście w swoim powołaniu. Najczęściej w osobie księdza zakochują się młode kobiety, które zostały doświadczone przez los. Mają za sobą traumatyczne przeżycie, ich sytuacja domowa była ciężka, rodzice, zwłaszcza ojcowie, nie poświęcali im należytej uwagi i musiały zabiegać o ich względy. Miłość do księdza mogą jednak poczuć również kobiety, których życie na pozór było zwyczajne, zupełne normalne. W końcu ksiądz jest również mężczyzną z krwi i kości, więc naturalnym może okazać się obdarzenie go głębokim uczuciem. Niestety zakochane kobiety pozostają najczęściej same ze swoimi uczuciami. Nie wyjawiają obiektowi miłości swoich uczuć z powodu zwykłego lęku, obaw przed reakcją, skrytykowaniem, odepchnięciem. Najczęściej są również w pełni świadome tego, iż ich miłość jest jednostronna, w związku z czym skazana na niepowodzenie. Miłość jest bardzo silnym uczuciem, nie można tak po prostu się go pozbyć. W uporaniu z uczuciem może pomóc podjęcie kilku działań: – znajdź sobie alternatywne zajęcie, abyś mogła rozładować emocje i na chwilę zapomnieć o obiekcie uczuć (jazda na rowerze, gra w piłkę itp.); – zmień parafię lub unikaj mszy, w których uczestniczy ksiądz obdarzony przez Ciebie uczuciem – jego widok rozbudzi jedynie tłumione emocje; – spotykaj się ze znajomymi, poznawaj nowych ludzi – być może dzięki temu poznasz kogoś interesującego, do kogo zabije Twoje serce – to z kolei pomoże Ci zapomnieć o księdzu; – porozmawiaj ze specjalistą – jeśli nie jesteś w stanie poradzić sobie z uczuciami, udaj się do psychologa; być może rozmowa z nim będzie dla Ciebie się kiedyś z tym problemem? Podzielcie się z nami swoimi opiniami.
Kobiety te z reguły nie rozmawiają głośno o swoim życiu prywatnym. Nie zwierzają się przypadkowym osobom i dalekim znajomym. Nawet rodziny często nie wiedzą, z kim się spotykają. Czasem tylko, gdy cierpliwość im się kończy i mają dość, szukają wsparcia na forach. W odpowiedzi czytają, że uprawiają nierząd, grzeszą, sprowadzają księży na manowce. Rozumieją je tylko te osoby, które same przeżyły podobne doświadczenia. Pocieszają więc, że wszystko się ułoży, trzeba tylko poczekać. Podają przykłady z autopsji: jedne odeszły ze związku i znalazły "normalnego" mężczyznę, inne walczyły o miłość do końca i są teraz szczęśliwymi mężatkami. Nazywają siebie kobietami (byłych) księży. Piękny nieznajomy Aga mówi, że to było jak olśnienie. Pierwsze spotkanie, pierwszy uśmiech, przekazany sobie znak pokoju. Odczuła wtedy flirt z jego strony, choć może jej się tylko wydawało. Na pewno wydawało – on był księdzem i nawet nie myślał o porzuceniu kapłaństwa. Ona jeszcze nie wiedziała ani o jednym, ani drugim. Po raz pierwszy zobaczyli się na mszy podczas rekolekcji. On – młody, przystojny, przykuwał uwagę. Był zwyczajnie ubrany: jeansy, t-shirt, sweter narzucony na ramiona. Pamięta dokładnie, bo stał obok niej. Pomyślała sobie wtedy: "Świetny! Dużo zrobię, by był ze mną". A po mszy nabrała odwagi i zagaiła: zapytała skąd jest, czy ma zamiar następnego dnia pojawić się na rekolekcjach. Umówili się na jutro w tym samym miejscu. – Potem wydarzenia przyspieszyły – opowiada Aga. – Widzieliśmy się przed spotkaniami z młodzieżą, rozmawialiśmy po spotkaniach. Parę razy spacerowaliśmy po parku. Pokazywałam mu miasto, bo on był z innego – dodaje dziewczyna. Aż rekolekcje się skończyły. – Przed wyjazdem Roman powiedział, że rok temu miał święcenia kapłańskie. Zszokowało mnie to, ale miałam nadzieję. Bo on, mimo że niczego nie obiecywał, zostawił swój numer telefonu. Ani mąż, ani kochanek Katarzyna od początku wiedziała, że Adam jest księdzem. Nigdy tego nie ukrywał. W internetowej grupie dyskusyjnej, dzięki której się poznali, na profilowym zdjęciu miał koloratkę. – Ale rozmawiało się nam na tyle dobrze, że zanim się zorientowałam, zakochałam – mówi kobieta. – On też, bo sam nalegał na rozmowy przez komunikatory, z kamerką. Na początku rozmawialiśmy o wszystkim. Potem coraz więcej o nas – dodaje. Adam prawił komplementy. Mówił, że szczęśliwy będzie ten mężczyzna, który znajdzie się u boku Katarzyny. "No to chodź, uszczęśliwię cię" – powiedziała. I przyjechał, ale nie do niej. Po prostu załatwił sobie przeniesienie do innej parafii, bliżej jej domu. Zaczęli często się spotykać. Wpadał do niej, gdy jechał do chorych i potrzebujących. Katarzyna specjalnie wynajęła mieszkanie i wyprowadziła się od rodziców. Bo jak by im wytłumaczyła wizyty Adama? Że ma za kochanka księdza? I sąsiedzi wzięliby na języki. Później i tak wzięli, gdy okazało się, że ona, panna, jest w ciąży. "Dziewczyny, pomóżcie! Zakochałam się w księdzu i nie wiem, co robić" Szukając wsparcia "Dziewczyny, pomóżcie! Zakochałam się w księdzu i nie wiem, co robić" – napisała parę lat temu na forum Aga. "Dzieckiem nie jesteś, przejdzie ci", "Zauroczyłaś się", "Zostaw go i znajdź sobie normalnego faceta" – radziły internautki. A ona nie chciała zostawiać. Za wszelką cenę starała się utrzymać kontakt, a on nie miał nic przeciwko. Choć w rozmowach telefonicznych ciągle powtarzał, że nigdy nie zdejmie sutanny, Aga była przekonana: jakoś go przekona. – A ja nie nalegałam – oponuje Ewelina, dziś żona byłego księdza. – Postawiłam jednak sprawę jasno: nasze relacje będą czysto platoniczne, dopóki sam nie zdecyduje, w którą stronę pójść. Pozostać księdzem czy ożenić się – dodaje. Opowiada, jak się poznali, podkreślając, że to "banalna historia". Ona poszła do spowiedzi do nowego księdza, tym "nowym" był on. Długo rozmawiali, ona miała problemy w życiu, on ją pocieszał. Później rozmawiali coraz więcej i częściej. Dobrze się rozumieli, jak przyjaciele. – Wiedziałam, że kapłaństwo jest całym jego życiem. Ale powiedziałam: gdybyś postanowił rozpocząć nowe, byłabym dla ciebie najlepszą żoną. Dbałabym o dom, wychowywała dzieci, chroniłabym mir rodzinny. Ostatnie spotkanie Gdy Katarzyna dowiedziała się o ciąży, zadzwoniła do Adama. – Musimy porozmawiać, powiedziałam. Chyba coś przeczuwał, bo na spotkanie przyszedł zdenerwowany – opowiada kobieta. Gdy usłyszał wiadomość, zdenerwował się jeszcze bardziej. – Wstał, chodził w kółko po mieszkaniu. Łapał się za głowę, na przemian wzdychał i milczał. A potem przemówił: dziecko urodzisz, a o mnie zapomnisz. Dlaczego? Bo poszedł do seminarium pod naciskiem rodziny, swojej zakładać nie miał zamiaru – krewni nie wybaczyliby mu opuszczenia Kościoła – dodaje Katarzyna. Wtedy widziała go po raz ostatni. Przeniósł się do innej parafii, zmienił numer telefonu, odciął od przeszłości, by przeszłość nie nękała go w przyszłości. Nigdy też nie zabiegał o spotkanie z dzieckiem. Trzyletni dziś syn po ojcu ma jedynie "alimenty", które regularnie co miesiąc wpływają na konto Katarzyny. – Było ciężko, ale dałam radę – uśmiecha się kobieta. – Napisał, że nasze relacje donikąd nie zaprowadzą. Wysłał SMS-a: "Fajna z Ciebie dziewczyna, ale musisz poszukać innego chłopca" skarży się Aga. Zadzwoniła natychmiast do Romana. – Powiedział łamiącym się głosem, że byłam tylko pokusą, z którą on się z powodzeniem uporał – dodaje dziewczyna. Popłakała się, a gdy się uspokoiła, stwierdziła, że jej czas jeszcze nadejdzie. Bo nie po to poświęciła kilka lat na tę znajomość, żeby miała ona w tak trywialny sposób się skończyć. – Jeszcze do mnie wróci – Aga jest przekonana. Nowa rodzina – Najgorsze były początki – mówi Ewelina. – On zrezygnował dla mnie z kapłaństwa. Żartowaliśmy, że zamienił sutannę na obrączkę, choć powodów do śmiechu było mało. Jego rodzina zerwała wszelkie kontakty z nim, mnie nawet nie chciała poznać. Na ślub nie przyszła – wspomina Ewelina. Oliwy do ognia dolali również sąsiedzi, którzy w panu młodym rozpoznali księdza z pobliskiej parafii. Małżeństwo musiało zmienić mieszkanie. Doszły jeszcze kwestie finansowe. – Problemem dla męża było znalezienie pracy. Bo kto na dobrym stanowisku zatrudni dorosłego człowieka bez doświadczenia? Raz niedoszły pracodawca zapytał, czym mąż zajmował się przez całe swoje życie. Gdy usłyszał prawdę, natychmiast zakończył rozmowę kwalifikacyjną – opowiada żona byłego księdza. Mężczyzna pracował więc na początku fizycznie: jako magazynier i ochroniarz. Aż uzbierał pieniądze na własną firmę. Życie zaczęło się układać. – Mamy własne mieszkanie, prace, dwójkę dzieci. Nawet teściowie po narodzinach wnuków przekonali się do naszego małżeństwa. Tylko czasem mąż robi się nieobecny. Mam wrażenie, że tęskni za duszpasterstwem.
Szczęść Boże, na początku szczerze przepraszam za umieszczenie odpowiedzi z ogromnym opóźnieniem i nadużycie cierpliwości Autorki wpisu. Opóźnienie wyniknęło z kłopotów technicznych, które spowodowały, że pytanie odczytałem ze znacznym poślizgiem dopiero przed samymi Świętami. A ponieważ – w moim przekonaniu – wymaga ono nieco dłuższej odpowiedzi, potrzebna była też dłuższa chwila na jej napisanie. Pomimo tego, że treść pytania została usunięta, pozwalam sobie umieścić parę zdań dotyczących warunków godziwości etycznej uzyskiwania nasienia do celów diagnostycznych w ramach współżycia małżeńskiego. Nie odnoszę się do masturbacji zakładając, że jej negatywna ocena moralna jest oczywistością. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jakie warunki powinny być spełnione, by godziwie pobrać nasienie koniecznie musi być umieszczone w kontekście prawdy o małżeństwie i istocie miłości małżeńskiej. Małżeństwo jest jedyną w swoim rodzaju wspólnotą kobiety i mężczyzny, czyli dwóch osób, które budują wspólne życie i – ofiarowując się sobie wzajemnie i wzajemnie się przyjmując we wszystkich wymiarach swojej egzystencji osobowej – dążą do tego, by być coraz bardziej jednością (Pan Jezus mówi o tej jedności: „Tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19,6); Jan Paweł II na określenie jedności męża i żony używa określenia „komunia osób”). Podstawą tworzenia komunii osób w małżeństwie jest miłość, której istotą jest bycie darem dla drugiego. Małżonkowie tworzą tą komunię (jedność) poprzez czynienie całkowitego daru z siebie (mąż daje całego siebie żonie dla jej dobra, żona daje siebie całą mężowi dla jego dobra) i jednoczesne przyjmowanie siebie nawzajem jako daru. Ta całkowitość daru (a więc bycie dla drugiego darem w wymiarze cielesnym, uczuciowym, duchowym bez ograniczeń), jego wzajemność (mąż ofiarowuje siebie żonie, a żona mężowi) oraz pełne zaangażowanie dla dobra współmałżonka stanowią o specyfice miłości małżeńskiej. Miłość ta znajduje swój wyraz w konkretnych działaniach życia codziennego, ale szczególnym momentem jej przeżywania i wyrażania jest intymne zjednoczenie małżonków w akcie seksualnym. W akcie małżeńskim mężczyzna i kobieta spotykają się ze sobą i wyrażają sobie miłość, ofiarowując się sobie nawzajem i przyjmując jako osoby. Dokonuje się to poprzez zjednoczenie cielesne, które jest zewnętrznym znakiem głębokiej więzi wewnętrznej (uczuciowej i duchowej) jaka łączy żonę i męża, które jednocześnie tę więź umacnia i pozwala małżonkom doświadczać jej w jedyny i niepowtarzalny sposób. Istnieje więc wewnętrzny związek pomiędzy aktem małżeńskim i miłością małżeńską: akt zjednoczenia seksualnego męża i żony jest prawdziwie tym, czym być powinien wtedy i tylko wtedy, gdy jest realizacją i wyrazem miłości małżeńskiej rozumianej jako obdarowywanie się małżonków sobą nawzajem. Jednocześnie tylko wtedy gdy jest realizowany w kluczu miłości, rzeczywiście służy budowaniu jedności i jest źródłem głębokiej satysfakcji (rozumianej nie tylko jako doznania na poziomie zmysłowym (choć są one naturalnym i ważnym wymiarem aktu seksualnego), ale przede wszystkim jako radość, szczęście na poziomie duchowym). Pozwoliłem sobie przypomnieć ten fundamentalnie ważny związek pomiędzy aktem małżeńskim, a miłością osobową męża do żony i żony do męża, by uwypuklić podstawowy wymóg moralny dotyczący współżycia małżeńskiego. Można go sformułować w sposób następujący: żaden akt współżycia seksualnego nie powinien być oddzielony od miłości małżeńskiej. Innymi słowy: każdy akt współżycia powinien być zawsze miłosnym zjednoczeniem dwóch osób, kobiety i mężczyzny, w którym przyjmują się one właśnie jako osoby i jednocześnie obdarowują sobą. I to wzajemne obdarowanie-przyjmowanie się dwóch osób (poprzez które realizowana jest i budowana jedność dwojga) jest fundamentalnym sensem i celem aktu małżeńskiego. Proszę zauważyć, że podstawową praktyczną konsekwencją wymogu nie oddzielania zjednoczenia seksualnego od miłości małżeńskiej jest to, że akt małżeński nie może być realizowany w dowolny sposób. Jeśli ma on być wyrazem miłości osoby do osoby, to obydwoje w nim uczestniczący muszą traktować siebie jako osoby, tzn. nigdy nie mogą posługiwać się drugim (albo sobą nawzajem) jak rzeczą, jak przedmiotem. Celem głównym aktu małżeńskiego nie może więc być nic innego niż obdarowanie sobą współmałżonka i przyjęcie go jako daru. Celem aktu jest wyrażenie miłości małżeńskiej w języku ciała poprzez zjednoczenie osób. Jeśli ten cel schodzi na drugi plan, a najważniejszym staje się jakiś inny cel realizowany poprzez jednego z małżonków lub przez obydwie osoby, jest to zawsze związane z mniej lub bardziej przedmiotowym traktowaniem drugiego (lub przedmiotowym traktowaniem się nawzajem przez męża i żonę). W takiej sytuacji współmałżonek staje się środkiem potrzebnym do tego, by ów cel został osiągnięty. Takie postępowanie sprzeciwia się szacunkowi dla człowieka jako osoby (zasadą uniwersalną jest, że osoby nigdy nie wolno traktować jako środka do realizacji jakiegoś celu) oraz właściwie rozumianej miłości małżeńskiej. Przykładem może być np. traktowanie aktu małżeńskiego przede wszystkim jako źródła zaspokojenia własnych potrzeb i narzucanie współżycia drugiej osobie bez liczenia się z jej stanem, wrażliwością, itd. po to, by owe potrzeby zaspokoić. Niebezpieczeństwo zagubienia podstawowego sensu aktu małżeńskiego może jednak grozić małżonkom także w innych niż podana przed chwilą sytuacjach. Myślę, że jedną z nich jest długotrwałe staranie się o poczęcie i urodzenie dziecka. Może się zdarzyć, że dążenie do poczęcia staje się tak dominujące, iż podstawowy sens aktu małżeńskiego (czyli wyrażanie miłości do współmałżonka w języku ciała) schodzi na dalszy plan. O. Jacek Salij w jednym ze swoich tekstów dzieli się wspomnieniem spotkania z małżonkami, którzy mając trudności z poczęciem dziecka, starannie obliczali dni największej płodności, ufając że w końcu dziecko się pojawi. Zwłaszcza kobiecie bardzo zależało, żeby żaden dzień płodny nie minął bez współżycia. Ojciec Salij wspomina, że nigdy nie zapomni przejęcia z jakim mąż – nie krępując się specjalnie jego obecnością – tłumaczył żonie: „Kochanie, tak naprawdę nie można; ja chcę ci okazywać miłość, a tobie zależy tylko na tym, żebym ja ciebie zapłodnił”. No właśnie: w akcie małżeńskim chodzi przede wszystkim o miłość! Jego podstawowym celem nie może być np. uzyskanie próbki nasienia. Jasne, jeśli badanie nasienia musi być przeprowadzone to jakoś je trzeba uzyskać. Ale uzyskanie nasienia nie może stać się podstawowym celem współżycia małżeńskiego! Owszem, może to być cel dodatkowy, ale nie główny. Głównym celem jest obdarowywanie się sobą! Jeśli małżonkowie zagubią ten podstawowy sens, to choćby sama metoda pozyskania nasienia nie była związana z trudnościami, nieprzyjemnymi doznaniami, obawiam się, że sam akt seksualny będą przeżywać jako upokarzający. I – zaryzykuję twierdzenie – to doświadczenie upokorzenia będzie konsekwencją ześlizgnięcia się małżonków w nieco przedmiotowe traktowanie siebie. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie jaki sposób pobrania nasienia jest godziwy trzeba iść krok dalej i powiedzieć o drugim wymogu moralnym dotyczącym współżycia małżeńskiego. Wynika on z faktu, że współżycie jest nie tylko „miejscem” wyrażania przez mężczyznę i kobietę miłości w języku ciała, ale służy również przekazaniu życia nowemu człowiekowi. Akt małżeński ma znaczenie jednoczące oraz znaczenie prokreacyjne i współżycie mężczyzny i kobiety zawsze powinno być jednocześnie wyrazem ich wzajemnej miłości-daru z siebie oraz powołania do przekazywania życia. Sama miłość małżeńska wymaga zresztą całkowitego oddania się i przyjęcia siebie nawzajem. By owo oddanie-przyjęcie było rzeczywiście całkowite, nie może być z niego wyłączony żaden istotny wymiar osoby, nie może być wyłączony również tak istotny wymiar jakim jest płodność wpisana w organizm mężczyzny i kobiety. Dlatego też wymaganiem moralnym jest, by małżonkowie nigdy na poziomie swojego wewnętrznego nastawienia oraz sposobu realizacji współżycia nie pozbawiali aktu małżeńskiego jego znaczenia prokreacyjnego. Uszanowanie prawdy o płodności wpisanej w akt małżeński wymaga z jednej strony, by przyjmować ją jako wartość, a nie jako coś negatywnego, z drugiej strony, by w żadnym pojedynczym akcie małżeńskim nie podejmować działań, które uniemożliwiają przekazanie życia. Zastosowanie w ramach pojedynczego aktu współżycia małżeńskiego środka, który staje na przeszkodzie wpisanemu w akt potencjałowi przekazania życia albo taka realizacja współżycia, która wyklucza możliwość urzeczywistnienia się tego potencjału są niewłaściwe z moralnego punktu widzenia. W praktyce zawsze punkt kulminacyjny aktu seksualnego powinien mieć miejsce w ramach pełnego zjednoczenia cielesnego małżonków bez stosowania przez nich środków uniemożliwiających poczęcie. Wydaje się zresztą, że tylko takie realizowanie aktu małżeńskiego służy rzeczywiście umacnianiu więzi między małżonkami i budowaniu przez nich jedności małżeńskiej. Mam nadzieję, że przedstawione prawdy o sensie wpisanym we współżycie małżeńskie pozwalają lepiej zrozumieć, jakie wymagania powinny być spełnione przy dążeniu do uzyskania nasienia do diagnostyki. Pierwszym warunkiem jest to, by współmałżonek nie został sprowadzony jedynie do roli kogoś, kto ma zapewnić osiągnięcie takiego stanu fizjologicznego, który umożliwia uzyskanie próbki do badania. Drugim warunkiem jest to, by dążąc do uzyskania nasienia małżonkowie nie przekreślili w konkretnym akcie małżeńskim wpisanego w niego potencjału do przekazania życia. Wydaje się, że metodą, która przy odpowiednim nastawieniu małżonków spełnia te warunki jest pobranie nasienia podczas współżycia do perforowanej prezerwatywy (perforacja umożliwia zachowanie otwartości na przekazanie życia). Z punktu widzenia technicznego nie powinno stosować się zwyczajnej prezerwatywy (zmienia parametry nasienia), ale specjalny zestaw do uzyskiwania nasienia podczas aktu małżeńskiego (więcej o wymiarze praktycznym i możliwościach technicznych można znaleźć tutaj: Nie byłoby natomiast godziwe uzyskanie nasienia poprzez praktykę stosunku przerywanego lub otrzymanie go poprzez takie wzajemne działania małżonków, w których w ogóle nie dochodzi do pełnego zjednoczenia cielesnego. Podejmując problem oceny etycznej metod uzyskiwania nasienia, warto również rozstrzygnąć wątpliwość, czy jedynym powodem negatywnej oceny moralnej inseminacji jest uzyskiwanie nasienia przez masturbację, a więc w sposób niegodziwy. Uzyskanie nasienia przez masturbację nie jest ani jedynym, ani głównym powodem niegodziwości inseminacji. Jej negatywna ocena wynika przede wszystkim z faktu, że przy odwołaniu się do tej metody ewentualny początek życia człowieka (a więc początek życia nowej osoby) jest skutkiem czynności czysto technicznej, a nie konsekwencją miłości małżonków wyrażonej w intymnym akcie współżycia. Dziecko powinno być owocem miłości rodziców i dzieje się tak tylko wtedy, gdy istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy ich aktem miłości małżeńskiej, w który wpisana jest zdolność do przekazania życia, a jego poczęciem. W inseminacji nie ma związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy aktem miłości rodziców a poczęciem dziecka i dlatego ten sposób powoływania do życia człowieka sprzeciwia się jego godności osobowej. Jeszcze raz przepraszając za zwłokę w odpowiedzi Autorkę pytania (z nadzieją, że może zajrzy na forum i odniesie jakiś pożytek z odpowiedzi) oraz wszystkich Użytkowników forum, serdecznie pozdrawiam i życzę Bożego błogosławieństwa na każdy dzień Nowego Roku.
Kocham księdza - czy to grzech? Autor Wiadomość Dołączył(a): Cz sty 26, 2006 18:31Posty: 3 Kocham księdza - czy to grzech? Wiem, że był już podobny temat, ale tam chodziło chyba bardziej o miłość fizyczną ( przynajmniej ja tak to odebrałam ). Zasadniczym pytaniem jest , czy powinnam spowiadać się z tego uczucia. Ja akurat nie uważam tego za grzech, ale przy tamtym wątku spotkałam się z takimi sugestiami. Znam tego księdza dosyć długo, wiele mi pomógł, często razem rozmawialiśmy i tak chyba zrodziło się to moje nieszczęsne uczucie Dodam tylko, że bardzo go szanuję, jest wspaniałym człowiekiem i kapłanem i nie w głowie mi żadne grzeszne myśli względem jego. Ponadto mam wspaniałego męża i dwójkę cudownych dzieci, których kocham nad życie. No i uczucie do księdza, które nie daje mi spokoju. Takie niewinne a jednak kłopotliwe A może jednak to grzech? Cz sty 26, 2006 20:02 Mróweczka Dołączył(a): N lip 24, 2005 11:39Posty: 3 Trudno odpowiedzieć na twoje pytanie jednoznacznie Z całą pewnością miłość nie jest czymś złym, przecież mamy się miłością zawsze kierować i jeśli jest to tylko większa sympatia, bez jak to mówisz grzesznych myśli, to chyba jest ok. Jednak skoro pytasz, to znaczy, że jest w tobie tenm niepokój. Jeśli nie dasz się pokusie i nie będziesz mieć "grzesznych myśli", to chyba ok. Jednak to ty sama wiesz najlepiej. To twoje sumienie powie prawdę a nie my.... Pozdrawiam _________________Pon Bócek jest moim Bacom... Cz sty 26, 2006 21:11 Danuta Dołączył(a): N gru 18, 2005 21:52Posty: 23 Kochać drugiego człowieka to nie grzech,a uczucie powstaje niezależnie od tylko od Ciebie zależy jak na to uczucie odpowiesz,jaka będzie Twoja istnieje,bądz się często w intencji swojej rodziny i o potrzebne łaski dla tego że to wspaniały kapłan,a więc proponuje byś całe swoje uczucie do niego "utopiła"w modlitwie w jego intencji [on takiej napewno potrzebuje] a Twoje sumienie będzie spokojne. Cz sty 26, 2006 22:05 Awa Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10Posty: 1239 Z calym szacunkiem mysle ,ze lepiej bedzie nie topic sie w modlitwie w jego lepiej pomodlic sie w intencji rodziny wlasnej? Cz sty 26, 2006 22:16 ToMu Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49Posty: 10063Lokalizacja: Trójmiasto Proste pytanie: czy uczucia do męża i do księdza są takie same W sensie - tak samo mocno kochasz i jednego i drugiego Zgodzę się z przedmówcą - módl się przede wszystkim za swoją rodzinę. _________________Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www Pt sty 27, 2006 8:44 Lawa Dołączył(a): Cz sty 26, 2006 18:31Posty: 3 Dziękuję bardzo za odpowiedzi i podpowiedzi. ToMu - trudne pytanie. Nie wiem. To są dwie całkiem różne miłości. Inaczej kocham mamę , inaczej męża,dzieci a jeszcze inaczej księdza. Nie potrafię wytłumaczyć na czym te różnice polegają ale tak jest. Miłość do księdza mogę porównać z takimi miłościami jakie przechodzą dzieci do swoich nauczycieli np. Takie niewinne zauroczenia ( tak mi się wydaje, ponieważ ja nigdy nie podkochiwałam się w nauczycielach ) A i różnica wieku tu jest znacznie mniejsza niż w przypadku nauczyciel - dziecko. Problem w tym , że nie jestem już dzieckiem (30 wiosen na karku), a z tą miłością borykam się już 13 lat, zanim poznałam mojego obecnego męża. Pt sty 27, 2006 15:06 Dorka Dołączył(a): Cz gru 08, 2005 17:54Posty: 69 Ja myślę, że powinnaś zwrócić się z tym pytaniem do jakiegoś spowiednika. Masz dylemat więc sumienie daje o sobie znać. Szczera rozmowa ze spowiednikiem powinna rozwiązać problem. Pt sty 27, 2006 15:48 Danuta Dołączył(a): N gru 18, 2005 21:52Posty: 23 Lawa tą miłość do księdza porównujesz do niewinnego zauroczenia,wiec czemu się tym uczucie trwa już 13 lat,nie było przeszkodą w założeniu mąż wie o obecności tego kapłana w Twoim życiu? Czy to uczucie oparte jest na starej znajomości,czy też utrzymujesz ją nadal?Co do modlitwy w jego intencji myślałam o zastąpieniu uczucia modlitwie w intencji własnej rodziny myśle że pamiętasz. Pt sty 27, 2006 20:50 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 lawa-pozwolę sobie podzielic sięswoimi myślami na temat problemu, który Cię nurtuje. miłośc jest dobra, jeśli wydaje w człowieku dobre jest jesteś darem-innym dla męża, innym dla przyjaciół, innym dla tę różnicę? jeśli kochasz męża,i jeśli dajesz siebie w tej miłości w sposób możliwy tylko w małżeństwie, jeśli kochasz sercem, rozumem i wolą, to myślę, że nie ma nic złego w Twojej miłości do Bóg prowadzi nas w życiu różnymi ścieżkami. a w związku z modlitwą za tegoż księdza-myślę, że akurat tego, to nigdy za wiele. pozdrawiam _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. So sty 28, 2006 22:36 Mechatron Dołączył(a): Cz gru 18, 2003 23:09Posty: 199 Z góry przepraszam za dosadność. Mogę się mylić w swoim osądzie (nie sądźcie a nie będziecie sądzeni"). Skoro jednak Lawa wywleka te sprawe, to czegos takiego chyba oczekuje. To co Lawa nazywa "miłością" do księdza, to nie żadna miłość. W kategoriach psychologicznych to chyba jakas fiksacja. W sasiedniej wiosce byla kobieta, ktora do konca swoich dni stala przy plocie oczekujac na powrot zaginionego na wojnie narzeczonego. Z czyms takim mozna sie chyba zglosic do psychologa albo psychiatry. W kategoriach duchowych to może być owładnięcie. Tu polecam jakas grupe charyzmatyczna albo egzorcystę. W kategoriach moralnych to zdrada. To trzeba wyznac Bogu i poprosic Go o przebaczenie. Tak czy inaczej, wspolczuje Lawie, i jej mężowi. Najwazniejsze, to traktowac te "milosc" jako diabelstwo i nie pielegnowac jej! N sty 29, 2006 0:20 ToMu Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49Posty: 10063Lokalizacja: Trójmiasto A czy nie uważasz, że Twoje uczucie do księdza jakby... nie powinno mieć miejsca Czy kochanie księdza nie jest, w pewnym sensie, nieuczciwe i nie powinno mieć miejsca - przecież masz męża i rodzinę _________________Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www N sty 29, 2006 10:00 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 Cytuj:To co Lawa nazywa "miłością" do księdza, to nie żadna miłość. myślę, że nie masz prawa oceniac, czy uczucie Lawy jest miłością czy kategoriach moralnych to zdrada. To trzeba wyznac Bogu i poprosic Go o może Bogiem?osądzasz, ferujesz nasze życie to nie tylko miłośc do najbliższych, czyli rodziny, ale także do kategoriach psychologicznych to chyba jakas fiksacjaNajwazniejsze, to traktowac te "milosc" jako diabelstwo i nie pielegnowac jej bardzo często nie mamy wpływu na uczucia, które się w nas pojawiają, ale mamy wpływ na to, co z nimi robimy. wydaje mi się, że "fikasacja", "diabelstwo"to zupełnie nieodpowiednie na pewno w niczym Lawie nie pomogą. _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. N sty 29, 2006 13:31 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 wybaczcie ten rozmiar czcionki- to niezamierzony efekt nie zamierzałam aż tak rzucac się w oczy _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. N sty 29, 2006 13:34 Mechatron Dołączył(a): Cz gru 18, 2003 23:09Posty: 199 "nasze życie to nie tylko miłośc do najbliższych, czyli rodziny, ale także do przyjaciół." Tylko dlaczego ta tzw. "miłość do przyjaciela" tak Lawę niepokoi? Sumienie? Duch Swiety? Wybacz, jestem mezczyzna i nie potrafie czuć tego, co czują niektore kobiety. Co mam myslec o dojrzalej kobiecie, mającej, jak sama pisze, wspaniałego męża i dwoje dzieci, durzącej się od trzynastu lat w innym facecie? To przeciez nie jest forum brukowców typu NAJ, Tina czy Pani Domu. Byc może mogła za niego wyjśc za mąż zamiast za obecnego męża. Czterech znanych mi księży tak zrobiło - ożeniło się ze swoimi przyjaciólkami. Nie wygladali na zbyt szczesliwych. Piątego jego przyjaciólka odrzuciła po urodzeniu ich dziecka. N sty 29, 2006 14:06 Anonim (konto usunięte) Żadne uczucia nie są grzechem (powstają niezaleznie od naszej woli). Grzechem może natomiast być to co z tymi uczuciami zrobimy - czy będziemy z nimi walczyć i pozwolimy im wygasnąć, czy tez będziemy je podsycać i rozwijać w sobie. N sty 29, 2006 14:07 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
Droga Autorko, gubisz się trochę w tych emocjach... piszesz,że "mogła by to byc taka miłość jak z hymnu"- czysta, przyjacielska. To ją taką pozostaw. Jeśli sądzisz,że go kochasz to kochaj go ale nie oczekuj nic w zamian, nawet żeby Ci to wprost powiedział czy okazał. Myślę, że on widzi Twoje zaloty i myslę,że nie Ty jedna zwracasz na niego uwagę. Może mieć wiele adoratorek ( niezdobyty autorytet, dobry, pobożny, mądry, może i przystojny-miód , malina- ale zakazany owoc). Nawet jeśli Ty jemu się podobasz- on juz wybrał swoją drogę ( z pewnością mógł się ożenić ale wybrał celibat z miłości do Boga i kapłaństwo); nie bądź dla niego pokusą. To tak jakbys wymagała od żonatego faceta żeby zainteresował sie Tobą i złamał przysięgę małżeństwa. Co dałoby Ci jego wyznanie? Spokój? Wątpię-byłoby gorzej, zaczęłabyś igrać z Bogiem lub diabłem. Zostaw to tak jak jest. On jest ZAJĘTY. I powinnaś to przyjąć do wiadomości; modlić się o wytrwanie dla niego(akt miłości?) i najlepiej zniknąć mu z oczu. Zmień parafię. Do kościoła chodzi się w innym celu niż dla księdza, a wydaje się że Ty obecnie chodzisz mając nadzieję że znów go zobaczysz( czyli dla niego). A gdzie Pan Bóg? Grup modlitewnych jest mnóstwo w wielu kościołach, znajdziesz coś dla siebie. Jesteś młodą osobą, pewnie idealistką, trochę afektywną ale wśród wolnych chłopaków jest wielu wspaniałych, mądrych i przystojnych- za takim się rozejrzyj. Uczucia ktoś inny z pewnością Ci okaże a ty nie będziesz miała poźniej wyrzutów ze komuś zniszczyłaś powołanie. Ta miłość CI przejdzie i na prawdę pokochasz kogoś kto gdzieś na Ciebie czeka, ale to z pewnością nie jest ksiądz(żaden ksiądz!-choćby miał kryzys, nie pchaj sie w to). No i cóż... zanim kolejny raz pójdziesz do tej parafii-zbadaj swoje intencje- jeśli nie idziesz tam z powodu Boga, wiary, to zmień kierunek. Pomożesz samej sobie uwolnić się z tego wyidealizowanego uczucia.
miłość do księdza forum